W niespełna 26 lat po męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, Boża Opatrzność odpowiada na prośbę, którą w ostatnią dekadę października 1984 r. wypełniona była cała Polska. W kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu zawisł wówczas olbrzymi napis: „Boże, wróć nam Księdza Jerzego”. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że Ksiądz Jerzy został już zamordowany, i ta modlitwa wznosiła się wówczas do Boga z serc milionów Polaków.
Otóż takie są obyczaje Boga naszego, że nawet kiedy nam się wydaje, że nasze modlitwy do Niego nie dochodzą, On wysłuchuje nas niewyobrażalnie więcej, niż Go prosimy. Również naszą modlitwę o powrót Księdza Jerzego Bóg wysłuchał w sposób przekraczający ówczesne oczekiwania. Już wkrótce, 6 czerwca br., ks. Jerzy Popiełuszko – męczennik zamordowany z nienawiści do wiary i do ludzkiej godności – zostanie beatyfikowany i w ten sposób wróci do nas już na zawsze.
Męczennicy są szczególnym darem Bożym dla Kościoła i świata. Są świadkami tego, że miłość jest mocniejsza niż nienawiść. Są, jak napisał Jan Paweł II w encyklice Veritatis splendor, 93, stróżami „granicy między dobrem i złem”. Niektórych zaś męczenników Bóg sobie wybiera, ażeby przez nich przypomnieć nam, że to On jest Panem całej ludzkiej historii. „Przez męczeństwo swoje – napisał starożytny autor o męczenniku świętym Polikarpie (+ ok. 160) – położył niejako pieczęć na prześladowaniu i przyczynił się do jego zakończenia”. Niewątpliwie, męczeństwo Księdza Jerzego istotnie przyczyniło się do przełomu, jaki kilka lat później miał miejsce w naszej Ojczyźnie i w naszej części Europy.
Żył ks. Jerzy zaledwie 37 lat, posługę kapłańską wypełniał przez lat 12. Początkowo nic nie zapowiadało, że Opatrzność przygotowuje go do tych niezwykłych zadań, jakie przyszło mu wypełnić w ciągu ostatnich czterech lat życia. W roku 1966, jako kleryk drugiego roku seminarium duchownego w Warszawie został powołany do wojska i wcielony do kleryckiej jednostki w Bartoszycach o zaostrzonym reżimie. System represji obliczony na złamanie powołania do kapłaństwa i surowe kary, którymi chciano go przymusić do zdjęcia medalika i wyrzucenia różańca, sprawiły, że po dwóch latach wyszedł z wojska ze zdrowiem bardzo osłabionym. Toteż kiedy 28 maja 1972 r. przyjął święcenia kapłańskie, sprostanie zwyczajnym obowiązkom duszpasterskim nieraz okazywało się przekraczać jego siły. Dość powiedzieć, że 20 maja 1980 r. do parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu został skierowany jako rezydent właśnie ze względu na słaby stan zdrowia.
Biorąc po ludzku, znalazł się tam Ksiądz Jerzy poniekąd przypadkowo. Kiedy pod koniec sierpnia 1980 r. strajkujący hutnicy z Huty Warszawa poprosili Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego o przysłanie kapłana, żeby odprawił im Mszę świętą, Prymas posłał tam ks. Popiełuszkę, serdecznie przykazując mu, ażeby przestrzegał strajkujących przed duchem zemsty i nienawiści. Można powiedzieć, że wybór do tej posługi właśnie ks. Jerzego też był jakby przypadkowy, a w rzeczywistości jakżeż opatrznościowy! Duszpasterz warszawskich hutników okazał się osobowością tak niezwykłą, że wkrótce stał się żywym znakiem nadziei dla milionów Polaków, szczególnie spragnionych prawdy, wolności, moralnej jasności oraz zwyczajnego szacunku dla człowieka.
On sam naprawdę umiał uszanować każdego, kto do niego przychodził. A przychodzili do niego zarówno ludzie prości, jak i tacy, których nazwiska już za życia znalazły się w encyklopediach, zarówno wierzący, jak niewierzący. Ks. Jerzy starał się każdego wysłuchać, w miarę możliwości zrozumieć, dodać otuchy, niczego nie narzucać, wychodzić naprzeciw inicjatywom, z jakimi ludzie do niego przychodzili. Niewątpliwie był człowiekiem dialogu i będzie dla nas wzorem dobrych relacji między księdzem i świeckimi. W duchowej przestrzeni, jaką tworzył wokół siebie wielu niewierzących odnalazło Boga; wielu po kilkudziesięciu latach nawracało się i przystępowało do sakramentu pokuty.
Starał się zarazem ks. Popiełuszko podawać rękę i dodawać otuchy tym wszystkim, których dotknęło prześladowanie szczególne. Często, niekiedy nawet codziennie, chodził na procesy polityczne, ażeby dodać odwagi sądzonym i nadziei ich bliskim. To nie przypadek, że właśnie on przewodniczył pogrzebowi zamordowanego przez milicję Grzegorza Przemyka. Ile tylko mógł, pomagał poszkodowanym przez stan wojenny. Odnotujmy jeszcze ten drobny, ale wart pamięci fakt, że w wieczór wigilijny 1981 r. poszedł z opłatkiem i gorącą kawą do żołnierzy, których obecność na ulicach miała nam przypominać o stanie wojennym.
Wielu z nas pamięta odprawiane przez Księdza Jerzego i gromadzące tysiące uczestników Msze za Ojczyznę. Proste, napełnione duchem Ewangelii, spokojne, a jednocześnie żarliwe jego pouczenia przyjmowaliśmy wtedy tak, jak spieczona ziemia przyjmuje wodę. Umiał Ksiądz Jerzy przekonywać, że w jedności z Bogiem i Kościołem jesteśmy silni nawet wtedy, kiedy nas biją, że zło tylko dobrem da się zwyciężyć.
Męczeństwo uwieńczyło bezmiar prześladowań, jakie przyszło mu znosić. Był wzywany na przesłuchania przez służbę bezpieczeństwa i do prokuratury, zatrzymywany przez milicję i osadzany na komisariacie oraz w areszcie pałacu Mostowskich; publikowano przeciwko niemu oszczercze artykuły, przeprowadzano rewizje w jego mieszkaniu, próbowano wytoczyć przeciwko niemu sprawę karną, dokonano kilku nieudanych zamachów na jego życie. Tylko wiara i heroiczne męstwo mogły sprawić, że wśród tych ataków Ksiądz Jerzy się nie załamał i wypełnił swoją posługę aż do końca.
Boża Opatrzność, która nawet ze zła potrafi wyprowadzić dobro, dopuściła, że nienawiść osiągnęła w końcu swój cel. 19 października 1984 r. Ksiądz Jerzy został bestialsko zamordowany. Jeszcze tego wieczoru odprawił swoją ostatnią w życiu Mszę świętą w kościele Pięciu Pierwszych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. Ostatnie słowa, jakie wtedy wypowiedział publicznie, brzmiały: „Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”.
Warto jeszcze przypomnieć, że od 19 lutego 1979 r. ks. Jerzy Popiełuszko był duszpasterzem służby zdrowia. Wiele zrobił zwłaszcza na rzecz zwiększenia naszego społecznego szacunku dla poczętego życia. I to naprawdę znamienne, że już w dwa dni po jego pogrzebie, 5 listopada 1984 r., grupa 178 pracowników Szpitala Ginekologicznego w Warszawie, gdzie Ksiądz Jerzy był kapelanem, wystąpiła do Księdza Prymasa Józefa Glempa z prośbą na piśmie o wszczęcie jego procesu beatyfikacyjnego.